6 people found this review helpful
Recommended
0.0 hrs last two weeks / 16.9 hrs on record (16.5 hrs at review time)
Posted: 31 Dec, 2017 @ 11:28am

To nie gra. To dzieło sztuki.

Długo nie wiedziałam, jak zabrać się za tę recenzję.
Uwielbiam gry od studia Harvester Games, a "Downfall" to tytuł mi bardzo bliski, szczególnie że porusza bardzo osobiste dla mnie tematy.
Za każdym razem, gdy wracam do tej historii, czuję się, jakbym przeżywała ją pierwszy raz. To samo napięcie, te same emocje, poruszenie, gęsia skórka.
Cudownie przedstawiony motyw choroby i upadku człowieka. I choć oprawa graficzna jest szara i przygnębiająca, a ponure pokoje co jakiś czas ozdabia rozchlapana krew, to dzieło Remigiusza Michalskiego potrafi wzruszyć i pokazać, jak silna może być prawdziwa miłość.
Wszystkim, którzy myślą, że to kolejny zwykły horror z krwawymi scenami - nie, to przede wszystkim opowieść o pogłębiającym się szaleństwie i zatraceniu siebie, ale też silnej relacji międzyludzkiej, poświęceniu i pokonywaniu wszelkich granic, byleby tylko uratować najbliższą osobę.
A nieszczęście, jakie dotknęło Ivy... dawno nie widziałam tak niesamowitego przedstawienia tego typu chorób.
Bohaterowie mają coś w sobie. Na tyle, że za pierwszym podejściem poczułam, jakby gra opowiadała momentami moją własną historię. Wrażenie nie znikło, nawet po kilkukrotnym ukończeniu tytułu. Coś takiego zdarzało mi się bardzo rzadko (a grałam w grubo ponad 100 produkcji).

"Downfall" warto przejść kilka razy, poznać wszystkie zakończenia i różne wersje dialogów, ponieważ to pozwala jeszcze bardziej docenić przedstawioną tam historię. Przy odpowiednio dojrzałym podejściu nawet "złe zakończenie" może przekazać coś wyjątkowego. Dużym plusem jest to, że po poznaniu każdej możliwej ścieżki dialogowej tytuł wciąż działa na wyobraźnię, część wątków zostaje tajemnicą, a wiele faktów musimy połączyć już według własnych poglądów.

Pojawia się jeszcze pytanie, od czego warto zaczynać: "Downfall" czy "The Cat Lady"? Osobiście polecałabym rozpocząć od tego pierwszego. Brak znajomości drugiego tytułu nie utrudnia wczucia się w fabułę, a nawet pozwala podejść do historii na świeżo, nie sugerując się losami Susan Ashworth. Zagranie w "The Cat Lady" już po poznaniu "Upadku" sprawia, że momentami uśmiechniemy się, wreszcie rozumiejąc pewne smaczki i nawiązania, a gdy przyjdzie czas na wątek Joego Davisa - odczujemy to znaczcie mocniej, wiedząc już, co siedziało w głowie tajemniczego sąsiada Susan.
Was this review helpful? Yes No Funny Award